poniedziałek, 8 marca 2010

Pink Floyd - The Piper at the Gates of Dawn (1967)


The Piper at the Gates of Dawn / Głos piszczałki o świcie (lub Kobziarz u bram świtu)

1. Astronomy Domine / Nauczyciel astronomii (Barrett) - 4:12
2. Lucifer Sam / Lucyfer Sam (Barrett) - 3:07
3. Matilda Mother / Matko Matyldo (Barrett) - 3:08
4. Flaming / Rozpalony (Barrett) - 2:46
5. Pow R. Toc H. / (-) (Barrett/Waters/Wright/Mason) - 4:26
6. Take Up Thy Stethoscope and Walk / Weź swój stetoskop i idź (Waters) - 3:05
7. Interstellar Overdrive / Kosmiczna podróż (Barrett/Waters/Wright/Mason) - 9:41
8. The Gnome / Karzeł (Barrett) - 2:13
9. Chapter 24 / Rozdział 24 (Barrett) - 3:42
10. The Scarecrow / Strach na wróble (Barrett) - 2:11
11. Bike / Rower (Barrett) - 3:21
*12. See Emily Play / Spójrz na Emilii tan  (Barrett) - 2:53

Recenzja 

Źródło allmusic.com - 5/5

Głos piszczałki o świcie, bo tak należy tłumaczyć tytuł debiutanckiego albumu Pink Floyd, pochodzi z rozdziału ulubionej książki dla dzieci Syda Barretta, O czym szumią wierzby autorstwa Kennetha Grahamme'a. Liryczny obraz płyty jest rzeczywiście pełen barwnych, dziecięcych wyobrażeń, jakkolwiek przefiltrowanych przez obiektyw LSD. Chwytliwe i melodyjne acid-popowe piosenki Baretta są równoważone dłuższymi i bardziej eksperymentalnymi utworami, prezentującymi instrumentalne odjazdy grupy, często przy użyciu motywów podróży kosmicznych jako metafory dla halucynogennych doświadczeń - Astronomy Domine jest bardziej przystępnym numerem w tym duchu, ale utwory takie jak Interstellar Overdrive, to jedne z pierwszych wycieczek w kierunku tego, co później zostało określone mianem space rocka. Lecz nawet wtedy, kiedy teksty i melodie Barretta są w większości zabawne i żartobliwe, to muzyka zespołu nie do końca potwierdza te odczucia - oprócz osobliwych organowych pasaży Ricka Wrighta, wykorzystane są również takie muzyczne środki wyrazu, jak dysonans, chromatyka, bateria przeróżnej maści odgłosów, jak i wokalnych efektów dźwiękowych, co sprawia wrażenie chaosu ukrytego pod uporządkowanym brzmieniem. Album z powodzeniem prezentuje obie strony psychodelicznych eksperymentów z LSD - zarówno doświadczenia płynące z możliwości poszerzenia umysłu i percepcji (Interstellar Overdrive, Astronomy Domine), jak i podstawowe zagrożenia wynikające z zaburzeń psychicznych, a nawet obłędu (Scarecrow). Ta dwoistość sprawia, że płyta jeszcze bardziej fascynuje, będąc świadectwem postępującej już wtedy choroby psychicznej Barretta i jest uważana za jeden z najlepszych psychedelicznych albumów wszechczasów.


Oba szczytowe dokonania brytyjskiej psychodelii - Sgt. Pepper's Lonely Heart Club Band oraz ten historyczny album - nagrywane były wiosną 1967 r. w sąsiadujących ze sobą studiach przy Abbey Road w Londynie. Lecz tam, gdzie album Beatlesów był hermetycznym tryumfem studia, tam Piszczałka (nota bene produkowana przez ex-producenta Beatlesów, Normana Smitha) tworzyła żywiołowe improwizacje oraz dwuznaczne historyjki baśniowe Floydowskich scenicznych odlotów. Gitarzysta i wokalista, Syd Barrett, powoli staczał się w napędzaną zażywaniem kwasu psychiczną chorobę, co przyczyniło się do wyrzucenia go z grupy na początku 1968 r. Ale jednak Piszczałka okazała się jego tryumfem, albumem zdominowanym przez wyraziste piosenki o raju utraconym i zdobywanym oraz naładowanym ciętymi nie-bluesowymi solówkami gitary Barretta.

Inne recenzje:
- Teraz Rock (20/2004)- 4/5
- Teraz Rock Kolekcja (3/2009)- 4/5
- progrock.org.pl - 4,3/5
- Pitchfork - 4,7/5
- sputnik music - 5/5
- metal.pl - ...
- gery.pl - ...
- Uncut - 5/5
- NME - 4,5/5
- mojo - ...
- ArtRock.pl - 5/5

Struktura płyty 

Kto co śpiewa oraz różnica między wersją oryginalną (europejską) a amerykańską:
O utworach

(kolorem wyróżniono fragmenty recenzji z czasopisma "Teraz Rock" by Grzesiek Kszczotek i Robert Filipowski):

1. Astronomy Domine

Prawie że "wyrecytowany", a nie wyśpiewany - tylko końcówka ładnie zaśpiewana beatlesowsko. Charakterystyczne dla tego utworu są galopady perkusyjne Masona i instrumentalne kakofonie, których, choć nie lubię, nie są męczące. Podoba mi się tekst i symulowanie kosmicznych odgłosów za pomocą efektów gitarowych Barretta.
Tekst tego utworu jest w zasadzie poetyckim kolażem traktującym o kosmosie, o tym, jak małym jest człowiek wobec jego ogromu. Oczywiście nie można wykluczyć tutaj surrealistycznej wizji pod wpływem substancji wspomagających (LSD) - czyżby właśnie jedna z nich było rzeczonym nauczycielem astronomii?

" utwór dłuższy, pokomplikowany: cudownie narastający, pędzący gdzieś tam w przestrzeń kosmiczną, nasycony całą masą dźwiękowych eksperymentów (od osobliwego poszczekiwania przez jazzujący fortepian po jazgotliwą kakofonię gitar i instrumentów klawiszowych)" 

"połamany rytmicznie i przepełniony dysonansami (...) [zawiera] słowa będące odzwierciedleniem narkotycznych wizji"

2. Lucifer Sam

Najfajniejszy utwór na płycie. Posiada nastrój jak z filmu szpiegowskiego (że niby Peter Gunn?). Znów kolejny utwór prawie nieśpiewany, raczej wygadany, wykrzyczany. Fajna wstawka instrumentalna.
Utwór opowiada o kocie, Lucyferze Samie, którego właścicielką jest niejaka Jennifer Gentle (ponoć ówczesna dziewczyna Barretta, Jenny Spires). Wymowa utworu może sugerować, że kotem jest sam Barret, który zawsze jest u boku swej pani, a jego niespokojny temperament odzwierciedla się w jego diabelskim imieniu (Lucyfer). Pojawiające się w utworze określenie "hip cat" odnosi się do slangowego "hip", które określa człowieka przebiegłego i rozpustnego, choć podobno określenie to pochodzi od "hepcat" - słowa w afrykańskim języku wolof, oznaczającego osobę "o otwartych oczach" (cokolwiek by to nie znaczyło). Jakkolwiek oba znaczenia moga pasować do opisu Barretta lub przynajmniej do tego, za kogo mógł się wtedy uważać.

"powstały zapewne w z narkotycznych wizji, najzwyczajniej w świecie urzekający melodyjnością i prostotą rytmu"

"rzecz bardziej przystępna, wręcz piosenkowa"

3. Matilda Mother

Drugi w kolejności fajny utwór. Posiada fajną psychodeliczną atmosferę, ale z tej melodyjnej psychodelii. Podoba mi się to orientalne solo.
Rzecz o tym, jak matka dziecku czyta bajki i jak po latach, gdy człowiek dojrzewa, zmienia się ich znaczenie. Świadectwo tęsknoty Barretta za dzieciństwem i braku pogodzenia się z dorosłością, gdzie to, co za dziecka radosne i naiwne (bajki i baśnie), w wieku dojrzałym staje się okrutne i rzeczywiste.
Potrafię zrozumieć Barretta - prosty przykład: Czerwony Kapturek; za dziecka - bajka, jak to bajka; w wieku dojrzałym fakt pożarcia człowieka przez zwierzę i potem go wyciąganie z jego trzewi wydaje się rzeczywiste, krwawe i wręcz obrzydliwe.

"ponura, zainspirowana podobno pełnymi okrucieństwa opowiastkami o dzieciach autorstwa Hilaire Beloca"

"inspiracje muzyką The Beatles (...) tutaj są wyraźne, choćby w harmoniach wokalnych (...) rzecz bardziej przystępna, wręcz piosenkowa (...) niemal baśniowa"

4. Flaming

Kojarzy mi się z piosenką z jakiejś kreskówi z dzieciństwa (coś w stylu "Żwirka i Muchomorka"). Pierwszy raz gitara akustyczna na płycie oraz pianino (choć nieco dziwnie brzmiące).
Oniryczna pioseneczka o duszku (karzełku, skrzacie) brykającym po łące, jeżdżącym na jednorożcu i śpiącym w chmurach "w mglistej rosie byczę się, jeżdżę na jednorożcu (...) na dmuchawcu sobie śpię". Silna dawka psychodelii.

"kojarząca się nieco z dokonaniami The Byrds, aczkolwiek wzmocniona dużo większą dawką psychodelii"

"inspiracje muzyką The Beatles (...) tutaj są wyraźne, choćby w (...) sposobie prowadzenia linii melodycznej (...)  [zawiera] słowa będące odzwierciedleniem narkotycznych wizji"

5. Pow R. Toc H.

Jeden z dwóch najgorszych (obok następnego w kolejce) utworów na płycie. Kołyszące jazzujące pianino i takież bębny są fajne - dobrze się tego słucha. Przeszkadza tylko kanonada dźwięków, pojawiająca się w środku utworu.
Tytuł można tłumaczyć na co najmniej 3 sposoby, z czego pierwsza opcja jest najbardziej oficjalna (choć jak się ma do tych odgłosów Watersa i Barretta - nie wiem):
  • Toc H - półfonetyczny zapis skrótu TH, oznaczającego Talbot House - klub dla żołnierzy brytyjskich stacjonujących we Flandrii w czasie I wojny światowej, gdzie panowały zasady braterstwa i wzajemnej pomocy, a ranga wojskowa nie miała znaczenia. Dziwi trochę zapis Toc H - wg alfabetu militarnego z okresu I wojny światowej prawidłowy zapis fonetyczny powinien brzmieć Toc Harry (dlatego wcześniej napisałem "półfonetyczny"). Choć możliwe, że zapis jest intencjonalnie skrócony, podobnie jak Pow R., czytanego "power", jakby dla wzmocnienia znaczenia Toc H.
  • inną opcją jest "Power Tokage", czyli "mocny sztach" skręta - ponoć po jednym z koncertów Pink Flodów jeden z najaranych widzów podszedł do mikrofonu i zaczął wydawać odgłosy podobne do tych, pojawiających się na początku utworu: "ba-bum, czi, czi".
  • alternatywnie można tłumaczyć ten tytuł jako "Power to cage", czyli "siła w klatce" (lub coś w tym rodzaju); w klatce siedzą z reguły zwierzęta, do których podobne odgłosy mogą imitować Barrett i Waters.
Opcji trzy i wszystkie prawdopodobne. Jednakże podobno Waters pierwsza wersję po latach potwierdził. Tylko jak się ma wymowa tego utworu do jego treści?

"utwór dłuższy, pokomplikowany"

6. Take Up Thy Stethoscope and Walk

Ok, pierwsza próbka talentu Watersa. Wykrzyczana - niemal punkowa - na początku. Dużo improwizacji oraz szaleńczy dosyć nastrój. Sory, nie dla mnie.
Tekst opisuje problemy cierpiącego pacjenta, którego boli głowa, krztusi się chlebem i jest niedożywiony. W dalszej części znajdujemy opis czegoś w rodzaju jego halucynacji, wizji, wynikających z pewnych obaw "Jezus krawi, boli mnie (...) idź i płyń - narasta dreszcz". Na końcu wszystko wraca do normy - pacjent zdrowieje. Treść obejmuje opis klinicznych doświadczeń, pojawiających się później w tekstach Watersa (jak "Comfortably Numb", czy też "Free Four").

"w utworze [tym] swoje pierwsze, jeszcze dość niepewne kroki kompozytorskie stawiał Roger Waters"

7. Interstellar Overdrive

Druga z kompozycji autorstwa całej grupy i jedna z dwóch instrumentalnych. Jeden z najbardziej znanych i zakręconych utworów Pink Floyd. Rozpoczyna go i kończy charakterystyczny opadający riff gitarowy, oparty na przesterze i przypominający nieco ten w utworze "Lucifer Sam" (zresztą oba utwory niemal identycznie się rozpoczynają podobnym uderzeniem w struny). Progresja akordów w tym riffie wg jednych źródeł została zaczerpnięta z utworu "My Little Red Book" grupy Love, wg innych (w tym Watersa) z motywu przewodniego serialu "Steptoe and Son" Rona Greinera.

Wewnątrz utworu trwa dosyć nieuporządkowany hałaśliwy jam, coś z pogranicza awangardy i free-jazzu. Przy wyciszeniu i odpowiednim nastawieniu można sobie rzeczywiście wyobrazić podróż przez kosmiczną otchłań, choć nie wiem, czy bardziej kosmicznych doświadczeń nie dostarcza już "Astronomy Domine", m.in. ze względu na tekst tego ostatniego. Osobiście nie rozumiem ogólnego zachwytu nad "Interstellar Overdrive" i muszę podzielić zdanie Petera Jennera, który powiedział: "Wydaje mi się, że przejście do grania bardziej swobodnego nie było czymś świadomym, a wyniknęło z lenistwa, z tego, że nie chciało im się ćwiczyć. Prawdopodobnie musieli improwizować, aby jakoś to zamaskować". Główny riff - OK, ale reszta? Za duży chaos.

"utwór dłuższy, pokomplikowany (...) dobrze znany bywalcom ówczesnych koncertów Pink Floyd, rozimprowizowany"

"odjazd (...) - prawie 10 minut kosmicznych dźwięków, spiętych klamrą w postaci energicznego, bluesowego riffu"

8. The Gnome

Znowu jeden z moich ulubieńców na płycie. Fajny śpiew Barretta, z lekkim akcentem, akustyczne melodyjne tło oraz krótki motyw klawiszowy, zagrany jak na wibrafonie, decydują dla mnie o uroku tego utworu.
Utwór opowiada o gnomie Grimble Grumble ("grimble" w staroangielskim znaczy... "gnom", natomiast "grumble" = "burczeć w brzuchu"), który wyrywa się ze swojego spokojnego domostwa, by wyruszyć w świat. Choć w domu mu dobrze, bo "każdy gnom kocha swój dom", to jednak "gdzieś pośród traw poczuł rześki wiatr" i teraz spędza czas na wędrówce po świecie.

Ponoć Barrett utożsamiał się z życiem tolkienowskiego hobbita, jakoby on sam żył w norce z ziemi (piwnica), był podziemnym (udergroundowym) twórcą, który musi wyjść z cienia i pokazać się światu.

"urokliwie naiwna w warstwie muzycznej: rzecz o Bilbo Bagginsie, bohaterze tolkienowskiego Hobbitta"

"rzecz (...) niemal baśniowa"

9. Chapter 24

Jedyny utwór na płycie bez rytmu perkusyjnego (słychać tylko talerze). Śpiew oparty na całkiem ładnych harmoniach głosowych.
Rozdział 24 odnosi się do Heksagramu 24 w konfucjańskiej "Księdze Przemian" - "I Ching". Barrett ułożył tekst utworu posiłkując się zdaniami w niej zawartymi. W zasadzie tekst opowiada o znaczeniu Heksagramu 24, który mówi, że wszystko ma swój cykl, po którego zakończeniu wszystko zatacza koło.

"zaskakujący (...) nawiązuje do Księgi przemian (I Ching)"

10. The Scarecrow

Znów jeden z moich ulubieńców.  Znów gitara akustyczna i prawie folkowy (gdyby nie organy) utwór oparty na prawie beatlesowskich radosnych melodiach. Na końcu motywy w rodzaju beatlesowskiej wiolonczeli (choć to nie ona).
Opowieść o strachu na wróble, który stoi pośród zboża i choć wiatr nim porusza, to tak naprawdę nie ma w nim życia: "w jego głowie brak myśli, a poruszy się tylko, gdy mysz polna przebiegnie lub wietrzyk podmucha".

"pozornie zwykła opowieść o tytułowym strachu na wróble, która ma jednak drugie dno (...) [jej] słowa mogą być metaforą narkotycznego otępienia, w jakim nieodwracalnie pogrążał się Barrett"

11. Bike

Znowu melorecytacja, czy wręcz prawie wykrzyczany utwór. Całość kojarzy mi się z dokonaniami Madness z lat 80. Tutaj też słychać coś z Beatelsów. Na końcu kakofonia dźwięków. Niezły...
Naiwna piosenka miłosna, wyrażająca uczucie chłopaka do dziewczyny, który chce jej ofiarować wszystko co ma, ale jedyna rzeczą, która należy do niego, oprócz peleryny, myszy Geralda oraz garści pierników, jest rower, który w zasadzie jest pożyczony.

"zamykająca całość pioseneczka – będąca niczym innym, jak skoczną i radosną opowieścią o młodzieńczej, naiwnej miłości"


"brzmiący jak dziecinna wyliczanka"

*12. See Emily Play

Utwór opowiada o Emily (ponoć niejakiej Emily Kennett), mało pojętnej dziewczynie ("Emily się stara, lecz mało rozumie"), która stara się być dzieckiem kwiatów, choć daleko jej do tego, bo jest tylko zwykłą dziewczyną i nie pojmuje hippisowskich ideałów. Dlatego wygłupia się, ubiera za duże ubrania ("sukienki za długie ubierać chcesz wciąż") i "pożycza cudze sny do jutra".
Jeden z fajniejszych utworów na płycie.
Podsumowanie

Płytę tę poznałem jakieś 6-8 lat temu. Pierwszy raz ja wtedy usłyszałem... i się zdziwiłem, że Floydzi taka płytę nagrali. Nie przypuszczałem, że potrafili w taki sposób zahaczyć o psychodelię - tzn. mam na myśli tę piosenkową, beatlesowską, melodyjną, a nie ten jej odcień, który objawia się długimi improwizacjami (jak w "Interstellar Overdrive"). Wtedy płytę tę oceniłem na 4/10, czyli dwie gwiazdki. Taka sobie. Wracałem do niej sporadycznie na przestrzeni tych 8 lat (może z 10 razy) i odkrywałem w niej coraz ciekawsze rzeczy - przede wszystkim melodie, jak "Lucifer Sam", "The Gnome", "Scarecrow", czy też "Matilda Mother". I ta odsłona płyty bardziej mi do gustu przypada. Lubię ambitne rzeczy, ale przystępne. Dlatego np. osławiony "Interstellar..." jest dla mnie niestrawny, poza jego początkiem i końcem. Może musiałbym spędzić kilka wieczorów ze słuchawkami na uszach, ale nie mam zwyczaju przymuszania się do czegoś, z czym już się osłuchałem, a jednak za pierwszym czy drugim razem nie przyciągnęło mnie na dłużej. Floydzi dla mnie to głównie "Time", "Money", "Another Brick in the Wall", "Dogs" i "High Hopes". Choć teraz, po dokładnym poznaniu "Piszczałki...", to też dla mnie i "Astronomy Domine", i "Lucifer Sam", i "The Gnome". Dobrze poznać ten wczesny, psychodeliczny epizod Floydów. Ba, nawet koniecznie.

Poniżej moja ocena. Jednak wersja amerykańska nieco lepsza - o gwiazdkę!



Klipy


Astronomy Domine (oficjalne video z Barrettem (1967))

Astronomy Domine (występ we francuskiej TV już z Gilmourem (1968))

Scarecrow (oficjalne video)


Scarecrow (video z Gilmourem)


See Emily Play (oficjalne video)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...